czwartek, 16 czerwca 2016

Podsumowanie dnia: 4

Dziś miałam baaardzo intensywny dzień, a zapowiadał się zupełnie inaczej. Dziś czuję, że jednak nie lubię swojej pracy i przez nią nigdy nie nauczę się regularnie jeść.


Wstałam o ok. 8.30, tradycyjnie - poranne odpisywanie na maile, sprawdzanie testów, itp.

Dziś coś zmieniłam i przed spacerem zjadłam śniadanie - przed 10.






Pół ciabaty z żółtym serem i pomidorem, do tego resztę mojej pasty z tuńczykiem z wczoraj.

Po śniadaniu był spacer. Muszę doczytać czy wg szanownych specjalistów powinno się "ćwiczyć" przed śniadaniem czy po. Pamiętam - dam sobie nawet rękę uciąć, że kiedyś czytając artykuł o bieganiu zdziwiłam się, że zalecali wysiłek na czczo. W każdym razie po śniadaniu i kawie jakoś lepiej mi się chodziło... 



Następnie ogarnęłam dość konkretnie mieszkanie, w międzyczasie zrobiłam koktajl z truskawek i mleka 2,0. Wypiłam go ok 2 średnie szklanki - resztę przypadkiem rozlałam.

Następnie znów pracowałam na laptopie, a w międzyczasie w piekarniku robił się mój obiad. 


Batat, cukinia, bakłażan i reszta papryki, która została mi z przygotowania pasty. Wrzucone do naczynia żaroodpornego wysmarowanego oliwą i zapieczone.

Zjadłam prawie wszystko....

No i pojechałam do pracy. Miałam tam spędzić 3 godziny, w drodze powrotnej planowałam wstąpić do sklepu. Ostatecznie wyszłam po 7 godzinach. Nie miałam przy sobie nic do jedzenia, a nawet gdybym coś zabrała, nie miałabym czasu żeby to zjeść. I tak jest niestety często. Po wakacjach może być nawet gorzej.

Wróciłam dosłownie przed chwilą, z psem zaliczyłam szybki spacer, bo na dłuższy nie miałam absolutnie siły. 

I wyszło na to, że o godz. 23.30 zjadłam resztę pieczonych warzyw i dobiłam 4 pierogami ze szpinakiem i serem. Brawo ja! :(


Dzień oceniam na: 4,5/10

2 komentarze:

  1. Spróbuj może wrzucić do torebki ze dwa małe pudełka/torebki z orzechami - po garści bo wiadomo że to kaloryczna przekąska. Ewentualnie batonik figowy bez cukru. Coś co może tam leżeć długo i się nie zepsuć, da się szybko wciągnąć i ma jakieś wartości odżywcze (orzechy to naprawdę mała porcja a sporo zdrowych tłuszczy i białek). No i dają się zjeść mimochodem.
    Myślę że i tak sobie nieźle poradziłaś - 4 pierogi to nie dramat. Mogłaś wyjść z pracy i podjechać do np mcdonalda (bo przypuszczam że byłaś już mega głodna).
    Pozdrawiam
    K.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten pomysł z czymś do przegryzienia w torbie jest dobry. Jakkolwiek musiałabym przeprosić osoby, dla których prowadzę zajęcia albo z którymi mam konsultacje. Miałabym z tym problem. Nie lubię jeść za bardzo w miejscach publicznych. Albo inaczej - nie tyle w miejscach publicznych co będąc na widoku.
    Pamiętam, że jak byłam młodsza i miałam jakieś praktyki, albo kiedy miałam swoją pierwszą pracę jadałam w toalecie. Było to po pierwsze niehigieniczne, po drugie - w jakimś stopniu dla mnie upokarzające (naprawdę!).
    Mam zakodowane, że jeść umiem tylko podczas przerwy - kiedy siedzę w pustej sali, lub kiedy prowadzę samochód.
    Obiecałam sobie, że od września będę walczyła o to żeby mój grafik pozwolił mi na wygospodarowanie przynajmniej 15 minut tylko dla siebie. W przeciwnym razie znów będę jadła 1 wielki posiłek na noc...:(

    OdpowiedzUsuń