Nie jestem zadowolona z dzisiejszego dnia, ani trochę.
Za dużo zjadłam, za mało się ruszałam - głównie przez pogodę.
Na śniadanie 2 pancaki z jeżynami i 1/3 twarogu rozrobionego z małą ilością mleka i odrobiną ksylitolu.
Później był spacer - około 30 minut nieśpiesznym tempem.
Następna przekąska to znów czereśnie - ok. 30 dag. Uwielbiam!
Dzień płynął leniwie - głównie na czytaniu książki. Zgłodniałam, więc zjadłam zupę przygotowaną dzień wcześniej - tym razem z łyżką jogurtu naturalnego i dużą ilością natki pietruszki, którą uwielbiam.
Było tak upalnie, że nie udało mi się zebrać i iść na marszo-spacer. Postanowiłam odłożyć to tradycyjnie na wieczór i to był błąd. Od ok. 18 zaczęły krążyć nad nami burze. Takie konkretne, dawno nie widziałam tak czarnego nieba i nie słyszałam takich grzmotów.
Udało nam się wykorzystać 2 razy przerwę w ulewie i ostatecznie poszliśmy na 2 mini krótkie spacery - pierwszy trwał całe 7 minut, drugi aż 15, przy czym złapał nas deszcz.
No i niestety, jak się zaczęło padać wczoraj, tak leje do dzisiaj.
I teraz gwóźdź programu - przyjechała do mnie znajoma przywożąc ze sobą wielką pizzę. I nie, nie udało mi się opanować, mimo, że po 2 kawałkach poczułam, że mam już dość. Napchałam się jak dawniej.
Ale trudno... w nadchodzącym tygodniu postaram się już nie zaliczyć takiej wpadki. I nie chodzi mi o to, co zjadłam - bo szczerze, nie wyobrażam sobie już nigdy nie zjeść pizzy. Rozchodzi mi się jedynie o pochłoniętą ilość. Mogłam przestać w momencie kiedy poczułam się syta. Jednak nie zrobiłam tego..
Oby lipiec nie zaowocował w podobne wpadki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz